piątek, 9 września 2011

I po wakacjach....

Oczywiście nie moich, ale większości Francuzów...Tak jak uderzyła mnie pustka wakacyjna, tak teraz zaskoczyła mnie ilość mieszkańców Paryża powracających z urlopów. I tutaj muszę wspomnieć o jednej ciekawostce. W głowach Francuzów nowy rok nie zaczyna się w styczniu, jak w wielu innych kulturach. We Francji rok zaczyna się w pierwszy poniedziałek września. Paryżanie wracają za biurka po miesięcznym urlopie i biorą się do pracy. Wszystkie sklepy są ponownie otwarte, zaczynają robić się korki w metrze i na ulicach. To właśnie w pierwszy poniedziałek września zaczynają nabierać kształtu wszelkiego rodzaju projekty: od pomysłu na nową fryzurę, nowa dietę, sport, język obcy i wiele innych postanowień noworocznych. Takie postanowienia nawet mi się zaczynają udzielać. Zdecydowanie za mało ruchu ostatnio. Jutro wypróbuję zajęcia z gimnastyką szwedzką :)

niedziela, 4 września 2011

Spacer po 10-tej dzielnicy Paryża

Obiecałam sobie już jakiś czas temu, że w weekendy będziemy poznawać dzielnice Paryża i do tej pory jakoś nie było okazji. W końcu po Dzielnicy Łacińskiej (dzielnica 5) przyszła pora na dzielnicę 10. Dzielnica ta znana jest głównie z tego, że w jej obrębie znajdują się dwie z główniejszych stacji Paryża: Dworzec Północny (Gare du Nord) i Dworzec Wschodni (Gare de l'Est) oraz Kanał Św. Marcina (Canal Saint-Martin). 

Przede wszystkim ze względu na to ostatnie miejsce polecam wszystkim zboczenie z turystycznego szlaku i spacer wzdłuż  paryskiego kanału. Oddano go do użytku w roku 1825 i jego głównym zadaniem było dostarczenie pitnej wody mieszkańcom. W późniejszym czasie stał się również ważnym szlakiem handlowym, a obecnie służy mieszkańcom przede wszystkim jako miejsce relaksu, organizowania pikników i wytchnienia od wielkomiejskiego gwaru. Po kanale można również się przepłynąć statkiem turystycznym. Na trasie wycieczki jest dziewięć śluz, które niwelują 26 m różnicy w poziomach wód oraz dodatkowo mosty obrotowe. Można obserwować, jak kolejne śluzy zapełniają się wodą, która podnosi lub obniża statek. Bardzo ciekawe rozwiązanie...

Gare de l'Est
Porte Saint-Denis
Ratusz 10tej dzielnicy
Théâtre de la Renaissance
Passage Braddy z indyjskimi smakołykami
Porte Saint-Martin
Gare du Nord
Place de la République
Canal St. Martin
Canal St. Martin
Canal St. Martin
Canal St. Martin
Canal St. Martin
Canal St. Martin
Kościół Saint-Laurent
Kolejki do salonów piękności- gorączka sobotniej nocy?

I amsterdam


Spieszę z nadrobieniem zaległości i wrzucenia kilka fotek z Amsterdamu. Do stolicy Holandii wybraliśmy się dokładnie tydzień później po Brukseli i tym samym pociągiem co tydzień wcześniej dojechaliśmy na miejsce w 3 godzinki. Samo miasto zrobiło nas nas ogromne wrażenie i każdy znajdzie w Amsterdamie coś dla siebie. Poza tym przechadzając się ulicami Amsterdamu można przekonać się, że ludzie są dla siebie naprawdę przyjaźnie nastawieni. Zdecydowanie dużo osób się uśmiecha i pomaga turystom w odnalezieniu drogi. 

Nie bez przyczyny Amsterdam określany jest często jak Wenecja Północy. W samym mieście jest niezliczona ilość kanałów, mostów, mostków, a przy brzegach przycumowane jest wiele łodzi i domków na wodzie. Rejs statkiem jest chyba najlepszym sposobem na odkrywanie tego miasta, kiedy niespieszne tempo pozwala do woli napawać się wdziękiem domów, bujną zielenią oraz urokami życia nad kanałami. Podobno w Amsterdamie jest około 2500 zalegalizowanych domków na wodzie i nie ma już miejsc na stawianie nowych. Jedynym więc sposobem, żeby zamieszkać u brzegu jednego z kanałów jest odkupienie już istniejącego. Barki-domy utytułowane są na betonowych fasadach, więc w środku nie buja i mają dostęp do miejskiej kanalizacji i pitnej wody. Kiedyś osiedlano się na wodzie z powodu kryzysu mieszkaniowego w Holandii, w tej chwili urosło to do rangi prestiżu. Podobno we Wrocławiu mamy już taki pierwszy ‘statek’ mieszkalny.

Kolejna rzecz, która na nas zrobiła wrażenie to masa rowerów na ulicach i to z jaką gracją Holendrzy jeżdżą na rowerach. Potrafią w trakcie jazdy rozmawiać przez telefon, a nawet pisać SMS’y, przewozić siebie nawzajem na ramie czy bagażniku i kierować jedną ręką w drugiej przewożąc jakieś paczki. Mi szczególnie spodobał się sposób w jaki rodzice przewożą w przyczepkach swoje dzieci. Spacerując uliczkami Amsterdamu trzeba jednak uważać na rozpędzone rowery i nie zapominać, że w Holandii to oni są królami dróg, mającymi pierwszeństwo zarówno przed samochodami, jak i przed pieszymi.

Z pewnością w Amsterdamie nie będą się nudzić miłośnicy muzeów. Trzeba przyznać, że muzea w stolicy Holandii to nie nuda i każdy znajdzie coś dla siebie, od muzeum historycznego (Amsterdams Historisch Museum), narodowego (Rijksmuseum), muzeum Van Gogha czy Rembrandta, poprzez muzeum diamentów, tulipanów, seksu, torebek, tortur czy marihuany i wiele wiele innych. Warto sobie zakupić kartę I amsterdam, z którą bezpłatnie wchodzi się do większości muzeów i która pozwala zaoszczędzić czas spędzony w długich kolejkach.

Większości turystom Amsterdam kojarzy się przede wszystkim z Dzielnicą Czerwonych Latarni. To z pewnością najpopularniejsza turystycznie dzielnica w Amsterdamie i najczęściej odwiedzana. Swoją nazwę zawdzięcza sposobowi, w jaki oferuje się tu płatną miłość. Otóż miejscowe prostytutki stoją w witrynach domów i prezentują swoje wdzięki przechodniom w dyskretnym czerwonym świetle. Panie te mają oficjalne licencje, przedstawicielki w izbie handlowej, no i oczywiście płacą podatki. Klienci, którzy pragną „skorzystać” z ich usług, wchodzą za szybę, na którą spada zasłona. Niestety fotografowanie w tej dzielnicy nie jest mile widziane i zdjęcia robiłam z ukradka ;)

Charakterystycznym elementem krajobrazu Amsterdamu są również działające tutaj coffee-shopy. Typowy holenderski coffee shop przypomina pub, w którym po zakupie marihuany bądź haszyszu można je skonsumować na miejscu. Ich działalność reguluje prawo, tak więc np. w jednym coffee shopie jednorazowo nabyć można maksymalnie pięć gramów używek i zabroniona jest sprzedaż osobom niepełnoletnim. Symbol zielonego listka stał się wręcz wizytówką miasta, a nasiona i pochodne cannabis można kupić na dowolnym targowisku miejskim. W konsekwencji przechadzając się po mieście często można spotkać grupy upalonej młodzieży i wyczuć woń palonej trawki.

O samym Amsterdamie można by pisać jeszcze wiele i polecam serdecznie wszystkim na wypad weekendowy. My na pewno wrócimy do Holandii w okresie wiosny, żeby zobaczyć holenderskie wiatraki i podziwiać w tym okresie całe połacie kwitnących kolorowych tulipanów.